Z kart historii
Rzeka Prosna
Zobacz również:
Prosna w swych przedhistorycznych dziejach tworzyła rozlewiska, które ułatwiły obronę przed nieprzyjacielem, ale jednocześnie stwarzały niebezpieczeństwo powodzi i zalewów. System kanałów poprawił nieco sytuację, ale nie rozwiązał sprawy do końca.
Pierwotne koryto rzeki - a właściwie jej odnogi - biegło przez rynek i dzisiejszą ulicę Rapackiego. Wiadomo, że w XIV wieku Prosna była rzeką spławną; tą drogą sprowadzano do Kalisza drzewo. Kazimierz Wielki wydał nawet 12 stycznia 1362 roku dokument pisany w Lądzie, w którym zobowiązał obywateli kaliskich, "że będą robić wiecznymi czasy w rzece" i utrzymywać ją spławną dla tratw i łodzi na szerokość 12 łokci. W zamian za ten wieczysty obowiązek król przyłączył do miasta Tyniec.
Dokument mówił jeszcze, że właściciele grobli i tam mają obowiązek naprawienia tych urządzeń własnym kosztem oraz budowania odpowiednich rozmiarów upustów dla zapewnienia spławności rzeki. Ten fragment będzie jeszcze przywoływany w sporze, o którym za chwilę.
Prosna tymczasem okazywała się rzeką bardzo kapryśną: wiosną i jesienią zalewała miasto, wdzierała się do piwnic najbliższych domów, latem zaś jej koryto wysychało tak bardzo, że nikły strumyczek nie mógł unieść nagromadzonych nieczystości. W dodatku kaprysy rzeki ujawniały się w zmianach koryta. Wielokrotnie przemyśliwano nad uregulowaniem rzeki. Z planami takimi nosił się rząd pruski w latach 1795-1805. Zmiana biegu historii udaremniła wykonanie tych planów.
W 1817 roku bracia Repphanowie otrzymali w wieczystą dzierżawę młyn wodny nad Prosną wraz z obowiązkiem utrzymania w należytym stanie grobli przy młynie i śluzy w parku. W latach 1841-1842 wykopano dwa kanały: rypinkowski i bernardyński w celu zabezpieczenia się przed wylewami rzeki. Kanały leżały powyżej młyna Repphana, toteż miasto swoim kosztem urządziło dwie śluzy dla regulowania poziomu wody. Śluzy jednak zostały zerwane i na ich miejsce władze wybudowały tzw. przewały do spiętrzania wody.
W roku 1876 Repphan nabył młyn wodny na własność. Już w pięć lat później na skutek wylewu rzeki przewały zostały uszkodzone i miasto zamierzało je naprawić, czemu sprzeciwił się gubernator Szabelski. Woda w tym czasie poczyniła dalsze spustoszenia; główny jej nurt zaczął płynąć kanałem rypinkowskim, pozostałe koryta wyschły, grożąc w okresie letnim epidemią.
W tej sytuacji kanał rypinkowski zamknięto przez wybudowanie wału ziemnego; woda została skierowana do innych kanałów, a Repphan został zmuszony do reperacji przewałów własnym kosztem. W roku 1883 fabrykant wytoczył proces magistratowi i zażądał 3,5 tysiąca rubli odszkodowania za poniesione przy reperacjach straty. W tym czasie na miejscu dawnego młyna funkcjonował już folusz do wyrobu sukna. Repphan oskarżał miasto, że na skutek wykopu kanałów zabrakło u niego wody i popsuły się śluzy.
W tej sytuacji właściciel fabryki uznał, że odpowiedzialność za wynikłe szkody ponosi nie on, lecz wyłącznie miasto. Sprawa ciągnęła się kilka miesięcy. W rezultacie odwołań do wyższych instancji rzecz załatwiono polubownie: Repphan zgodził się ponieść straty w wysokości 1/3 zasądzonej sumy, miasto pokrywało resztę. Dawny folusz mieścił się przy Alei Wolności, między mostami Kamiennym i Żelaznym.
Prosna była rzeką niebezpieczną; niespodziewane głębie i iłowate dno nie dawały szans nawet doświadczonym pływakom. Ginęły przede wszystkim dzieci. Rocznie rzeka pochłaniała kilka, a często nawet kilkanaście ofiar. Uważano ją za bardziej niebezpieczną od Warty i Wisły, ponieważ na pozór nie budziła żadnych podejrzeń.
Z rzeką wiązały się różne uroczyste momenty. Co rocznie w noc świętojańską, nawiązując do dawnego pogańskiego święta Kupały nad brzegiem Prosny gromadziły się dziewczęta i chłopcy oraz widzowie uroczystości. Wieczorem odbywało się puszczanie wianków na wodę. Oddajmy głos naszemu świadkowi: "Skoro tylko zmierzch zapadł, mnóstwo młodzieży obojga płci zaległo brzegi głównego koryta Prosny w parku... jeden, drugi i dziesiąty wianek popłynął po spokojnej wodzie, zapalone świeczki błyszczały w ciemni niby świętojańskie robaczki, a gdy która z nich zgasła okrzyk żalu czy wesela dobywał się z piersi patrzących. Niejedno serduszko przyspieszonym uderzało tętnem z obawy, ażeby drobną rączką puszczony wianek nie rozbił się gdzieś o zdradziecką gałązkę i nie zatonął w fali, boć to podobno wróżba panieństwa na cały rok, a rok taki długi! Ktoś bengalski ogień zapalił na uboczu, niby przypomnienie ognisk ongi na cześć Kupały nieconych, brakło tylko ochoczych pląsów i skoków wesołej drużyny i... wiary w opiekuńcze bóstwo."
Nazwa rzeki pojawiała się w różnych sytuacjach. Pod pseudonimem "Prosna" pisał Edmund Idzikowski, prawnik i literat, wychowanek Szkoły Głównej. W 1895 roku ukazała się z inicjatywy Towarzystwa Dobroczynności jednodniówka "Prosna", w której zamieszczono utwory 60 poetów i pisarzy. Całość została wydana bardzo ozdobnie i dziś już należy do rzadkości bibliofilskich.
Rozgałęzienia rzeki na terenie parku miejskiego tworzyły malownicze, pełne uroku krajobrazy. Usytuowanie teatru nad rzeką, w bliskim sąsiedztwie drzew, daje jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny pejzaż tak chętnie utrwalany przez grafików, malarzy i fotografów. Liczba mostów i bliskie sąsiedztwo domów nasuwało skojarzenia z Wenecją, jak to już zauważył jeden z bohaterów Nocy i dni - Marcin Śniadowski.
W czasie okupacji Niemcy zasypali kanał Babinka, będący w okresie letnich upałów źródłem zgnilizny i brudów. Na miejscu kanału powstały planty, przywodzące miejscami na myśl najpiękniejsze miejsca podwawelskiego grodu.
Tekst pochodzi z książki "W dawnym Kaliszu"
Autor: Edward Polanowski
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie, 1979 r.