Tego już nie ma
Kaplica grecka
Zobacz również:
Franciszkanie sprowadzeni do Kalisza przez żonę księcia Bolesława Pobożnego, błogosławioną Jolantę, rozpoczęli tutaj swe dzieje w 1254 r. Ich kościół i klasztor stopniowo rozbudowywane stanowiły potężny kompleks murowanych obiektów w tej części miasta, wzmacniając jego obronność i, jak to bywało, stwarzając wokół siebie dogodne warunki do osiedlania się. Sąsiedztwo tak ważnego obiektu dodawało także ulicy swoistej powagi i splendoru.
Drugi z wymienionych klasztorów istniał - biorąc za porównanie dzieje miasta - stosunkowo krótko. Przy końcu ulicy, blisko rynku, na rogu Rzeźniczej, pobożna Katarzyna Sulmowska z Sulmowa, pragnąc sama zostać franciszkanką, obiecała ofiarować dom i plac, a także wieś Kaliszewice w zamian za sprowadzenie tego zakonu do miasta. Zajął się tym ojciec gwardian ks. Ferdynand Wilczek, który szybko, aby się hojna ofiarodawczyni nie rozmyśliła, już w 1618 r. sprowadził franciszkanki z krakowskiego klasztoru. Panny objęły w posiadanie darowiznę i w tym samym roku uroczyście wyświęcono nowy, choć ubożuchny zewnątrz i wewnątrz, kościółek pod wezwaniem Ofiarowania Matki Boskiej. Wkrótce wzniesiono obok drewniany klasztor z dobudowaną w 1618 r. murowaną oficyną i refektarzem. Niewiele wiadomo o działalności religijnej czy społecznej osiadłych tu mniszek, ale ich posiadłość zajmowała znaczną przestrzeń, na której stopniowo przybywało zabudowań. W każdym razie, pod koniec bytności panien, kościół i klasztor były już również murowane.
Wąską uliczkę tworzyły kiedyś dwa wyraźne bloki zabudowań, z jednej strony ciągnęła się linia budynków klasztornych, z drugiej stał szereg domków zakonnic, a zapewne także kilka domów świeckich. Od tej ulicy, a konkretnie od zabudowań franciszkanek zaczęły się trzy słynne "feralne czwartki", które przyniosły miastu tragedię. Tu bowiem 30 sierpnia 1792 r. w drewnianych zabudowaniach wybuchł pożar, ugaszony z wielkim trudem przez okolicznych mieszkańców. Miał on ponoć być pierwszym znakiem klęski miasta. Drugim zwiastunem był ogromny grad wybijający szyby i łamiący dachy. I ten znak dany był w czwartek - 6 września. Wielki pożar zaczął się także w czwartek. Ulica św. Stanisława podzieliła los innych.
Ledwo zdołano odbudować klasztor franciszkanek, gdy w 1805 r. władze ruskie przeniosły zakonnice do Śremu i Gniezna, a w opuszczonych zabudowaniach urządzono więzienie. Po wypędzeniu Prusaków nowe władze utrzymały więzienie, dodając do niego jeszcze czasowo lazaret wojskowy. W 1808 r. klasztor został już oficjalnie (nie jak dotąd ,,tymczasowo") przekształcony na więzienie i pełnił tę rolę do czasu, gdy zostało ono przeniesione do sąsiedniego klasztoru franciszkanów. W nim to jeszcze w 1910 r. mieścił się areszt i siedziba carskiej policji.
Reszta posiadłości franciszkanek przechodziła dziwne koleje losu. W 1818 r. jeden z dworków dawnego klasztoru dzierżawił sam burmistrz miasta; drugi dzierżawił, a później zakupił sławny w mieście "fizyk", czyli chirurg, doktor Julian Majer. Na jednym z licznych poklasztornych podwórców mieścił się skład materiałów budowlanych i miejska składnica "narzędzi ogniowych". Dobrą i obszerną piwnicę dzierżawił kaliski cukiernik Szyfler.
Wszystkie te posiadłości w 1830 r. zebrała razem Komisja Wyznań Religijnych i sprzedała za 6 tysięcy złotych polskich rajcy miejskiemu Hilaremu Radzikowi, który - sądząc ze znakomitego interesu, jakiego dokonał na swych placach przy wytyczaniu ulicy Babinej - był wytrawnym handlarzem nieruchomościami. Także dawne posiadłości franciszkanek rozsprzedał Radzik z dobrym zyskiem.
Wcześniej jednak, bo w 1818 r., ta sama Komisja oddała dawny kościół franciszkanek miejscowym Grekom na świątynię. Zachował się widok tego kościoła z 1835 r. wykonany przez Ehrentrautha z okazji zjazdu monarchów. Jest on o tyle cenny, że w tym samym roku kaplicę grecką (przede wszystkim na użytek prawosławnego garnizonu) przeniesiono do dawnej sali musztry byłego Korpusu Kadetów na Łaziennej. Kościół grecki na rogu św. Stanisława miał dość świecki wygląd: był to dwupiętrowy budynek z czterospadowym dachem, mansardami, z wejściem okolonym kolumnami i niewielką wieżyczką. Bez trudu też przerobiono go na dom mieszkalny, ale widać budynek musiał być nieźle zębem czasu napoczęty, skoro w 1841 r. "rozrzucony został", a na jego miejsce zbudowano typową już kamienicę najpierw, Rogowskiego (czy nie Greka?), potem Mianowskiego i jego sukcesorów.
Tekst pochodzi z książki "Ballady kaliskie"
Autor: Bogumił M. Kunicki
Wydawca: Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, 1991r.