Tego już nie ma
Kanał Babinka
Zobacz również:
Tym to terenem leżącym za murami interesowali się już Prusacy. Umyślili nawet poszerzyć miasto w tę stronę po uprzednim wyburzeniu bezużytecznych murów miejskich. Nie zrealizowali jednak tych projektów, nie zrobiły też tego władze polskie w czasie Księstwa Warszawskiego. Dokonano wówczas tylko tyle, że rozebrano w większości stare mury, stwarzając możliwości zabudowy pasa ziemi nad brzegiem Babinki.
Nadrzeczna okolica doczekała się istotnych zmian dopiero w czasach Królestwa Polskiego. W ramach wielkiej akcji porządkowania i upiększania miasta, postanowieniem księcia namiestnika Zajączka z 1821 r. wzdłuż Babinki wytyczono promenadę wysadzaną drzewami.
W pierwszej połowie XIX w. pojawiły się przy ulicy budynki stanowiące własność miejscowej gminy żydowskiej. Tuż przy wylocie ulicy św. Mikołaja, ku Złotej, stanęła rytualna łaźnia, czyli mykwa, a dalej przy wylocie Piskorzewskiej powstał w 1837 r. szpital żydowski ufundowany ze składek gminy. Plac i dom na ten cel zakupiono od Mikołaja Korytkowskiego, a inicjatorem i głównym opiekunem powstającego szpitala był znany filantrop i bankier Ludwik Mamroth. W latach osiemdziesiątych przybył tu także, również żydowski, szpital zakaźny położony między głównym szpitalem a wspomnianą mykwą.
W połowie minionego wieku u wylotu Kanonickiej, jak wynika z ówczesnej ryciny, stał jakiś budynek, najpewniej przemysłowy; być może była to któraś z ówczesnych garbarni. Na planie z 1825 r. natomiast widoczny jest budynek fabryczny w miejscu, gdzie Babinka łączyła się z głównym korytem Prosny. Przypuszczalnie była to stara garbarnia Fryczego. Wtedy to interesująca nas ulica nazywała się "Ponad Murami".
W drugiej połowie ubiegłego stulecia ulicę nazywano już "Nadwodną". Przy Nadwodnej, w domu Niniewskiej, stojącym przy moście Ogrodowskim, miał przez pewien czas swą kancelarię znany w mieście redaktor "Kaliszanina" i historyk miasta - Adam Chodyński.
Sierpień 1914 r. wyjątkowo łagodnie obszedł się z Nadwodną. Poza zniszczeniem okolicy dawnego Rosmarku reszta ulicy szczęśliwie ocalała.
W okresie międzywojennym przybył na Nadwodnej nowy obiekt - dworzec komunikacji autobusowej. Służył on miastu do lat siedemdziesiątych, kiedy to przy dzisiejszej Wrocławskiej, dzięki nieugiętej woli byłego dyrektora oddziału kaliskiego PKS-u Bronisława Rychela, pobudowano nowy.
Ale największe i najtragiczniejsze zmiany nastąpiły tu podczas ostatniej okupacji. Zamuloną i od lat stanowiącą przedmiot narzekań władz miejskich Babinkę zasypano używając do tego między innymi... książek polskich oraz żydowskich ze zbiorów bibliotecznych miasta! Tym sposobem zlikwidowano szpetny i cuchnący kanał, ale i zrealizowano okrutny plan wyniszczenia dorobku literackiego i kulturalnego całych pokoleń. Przypomina o tym płyta z odpowiednim napisem zamieszczona na plantach.
W tej sytuacji nazwa "Nadwodna" straciła swój sens. Zniknęły przy okazji wszystkie obiekty żydowskie, a więc mykwa, jatki, zmieniono i przeznaczono na inne cele dawny szpital żydowski, gruntownie przerobiono na cele świeckie budynek wyższej szkoły religijnej (jeszybotu), rozebrano synagogę, a przez likwidację kilku szpetnych domków wokół nich utworzono mały plac.
Po wyzwoleniu ulicy nadano imię Marcelego Nowotki. Zasadniczo zmieniła ona też swój charakter. Planty, budzące początkowo wiele zastrzeżeń, przyjęły się: dzisiaj tworzą ładny pas zieleni. Likwidacja jatek odsłoniła widok na stare mury obronne i pozwoliła na urządzenie przed nimi ładnego skwerku. Zniknął też stale panujący wokół jatek bałagan. Wyniosło się również z ulicy wiele małych, ciasnych warsztatów i handelków, kiedyś stanowiących naturalne zaplecze odbywających się niedaleko targów. Zniknął bezpowrotnie, do niedawna jeszcze funkcjonujący, postój konnych dorożek, dodający ulicy specyficznego smaczku i... zapaszku.
Tekst pochodzi z książki "Ballady kaliskie"
Autor: Bogumił M. Kunicki
Wydawca: Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, 1991r.